sobota, 1 listopada 2014

Zapachy dzieciństwa



    
Dzieciństwo powinno pachnieć domową szarlotką... zapachem jesiennych liści, perfumami Mamy. Powinno mieć zapach maciejki zasianej pod domowymi oknami, zapach świeżo skoszonej latem trawy…Powinno kojarzyć się z ciepłem, bezpieczeństwem i miłością.
Może brzmi nieco banalnie i trochę śmiesznie, ale tak właśnie być powinno…
Należę do tych szczęściarzy, którzy swoje dzieciństwo kojarzą, jako jeden z piękniejszych okresów w życiu. To za sprawą mojej Mamy, która zawsze stała na straży tak zwanego ciepła domowego ogniska i robiła, co mogła, byśmy czuli się bezpiecznie, by dom był naszym azylem.
Mam szczęście, że okres ten kojarzy mi się z ciepłymi barwami, z zapachem pieczonych jabłek, świeżo zmielonej kawy. Dzieciństwo to dla mnie zapach świątecznych potraw, pomarańczy, mandarynek. To szelest odpakowywanych pod choinką prezentów, to rumieńce na twarzy po zimowym spacerze.  Jakoś tak się złożyło, że główne wspomnienia tego czasu, w moim przypadku układają się w okresie jesienno-zimowym. Może to stąd, na przekór wakacyjnym maniakom, te dwie pory roku od zawsze są moimi ulubionymi.
Czas, o którym wspominam jest niesamowicie ważny w życiu chyba każdego , bo osadza się w nas gdzieś bardzo głęboko i determinuje często nasze dalsze funkcjonowanie- czy zdajemy sobie z tego sprawę, czy też nie. Zarówno jego pozytywne aspekty, jak i te negatywne...
       Odkąd zostałam Mamą, czuję, że to ja jestem odpowiedzialna za to, jakie wspomnienia z czasu dzieciństwa będą miały moje dzieci. To ja mam tworzyć tę atmosferę ciepła i bezpieczeństwa, by za parę lat moi chłopcy mogli z uśmiechem na twarzy wspominać ten okres, jako jeden z najpiękniejszych w życiu. To ja (a raczej my :D) nadajemy ten niepowtarzalny zapach dzieciństwu naszych maluchów. Dlatego namiętnie piekę szarlotki, zabieram dzieci na długie jesienne spacery i latem szeroko otwieram okno, by rozkoszować się zapachem skoszone trawy ;) ( Maciejki wprawdzie nigdy nie siałam, ale wszystko przede mną ;) ).

…i przyznam, że jakoś niewyobrażalnie gniecie mnie świadomość tego, że nie wszystkie maluchy mogą cieszyć się taką sielankową wizją swoich wczesnych lat życia…moja praca zawodowa przybliżyła mi dość mocno tę drugą stronę, kiedy to dzieci w domu zamiast miłości zastają chłód, zamiast bezpieczeństwa- strach i dezorientację. Ich dzieciństwo nie ma za wiele wspólnego z beztroską i ciepłem domowego ogniska. Istnieje wiele dzieci, które zamiast cieszyć się możliwością poznawania życia i świata pod bezpiecznymi skrzydłami matki ,czy ojca, zostają rzucone na głęboką wodę samotności i lęku, co w konsekwencji rodzi przerażenie i bunt. I tu nawet nie trzeba przytaczać przykładów rodziców alkoholików ( co zwykle najpierw przychodzi na myśl- i nie bez powodu), ale i w domach z pozoru nie wykazujących żadnych dysfunkcji, w których rodzice postrzegani są, jako wpływowe osoby, zajmujący poważne stanowiska, paradoksalnie dzieci pozbawione zostają poczucia bezpieczeństwa i pozostają w niewyobrażalnym osamotnieniu.
Niesamowity bunt rodzi się we mnie, gdy widzę dziecko głodne, smutne, z przerażeniem wracające do domu…przecież my od tego jesteśmy-my dorośli, by wspierać te nieznające jeszcze świata i życia dzieciaki. Wiem, że błądzić to rzecz ludzka, ale ciężko znaleźć mi usprawiedliwienie dla rodzica, który dziecko swoje traktuje jak ciężar, wypycha z domu, a ono tuła się po różnych placówkach: świetlicach, klubach środowiskowych ( całe szczęście, że takie miejsca istnieją i dość prężnie działają) i wyszedłszy z domu o godzinie 7.30, wraca do niego dopiero późnym wieczorem. Pracowałam z takimi dziećmi, dużo z nimi rozmawiałam i włos się na głowie jeży, przez co już na wstępie swojego życia, te maluchy muszą przechodzić i jakich cierpień doświadczać z ręki osób, które powinna być dla nich absolutnym wsparciem. Nie chcę wdawać się w szczegóły, bo nie to jest celem tego wpisu, a że problem jest bardzo złożony i niestety dość powszechny, wie raczej każdy.
Jednak to właśnie ich dzieciństwo nie będzie miało we wspomnieniach przyjemnego zapachu pieczonego ciasta…nie będzie kojarzyło się z beztroską i radością, ale koniecznością szybszego, niż reszta rówieśników wkroczenia w szumnie zwaną „dorosłość”.

     A to przecież to od nas- rodziców tak wiele zależy. Ten zapach szarlotki, to nie tylko jakiś tam sobie zwykły zapach…to wspomnienie pięknego czasu, do którego można sobie bezkarnie powrócić, w momencie, gdy nam źle i smutno. Dlatego warto pielęgnować takie z pozoru drobnostki, bo choć zwykle jesteśmy zabiegani i na wszystko zazwyczaj brakuje nam czasu i chęci, to dla naszych dzieci jest to jedyny i niepowtarzalny okres, który bardzo szybko minie i niestety nie będzie nam dane do niego wrócić i poprawić niektórych niedociągnięć. Idealni nie będziemy nigdy, ale warto próbować tworzyć przestrzeń wokół siebie i atmosferę naszej codzienności.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz