wtorek, 6 stycznia 2015

Chłopaki nie płaczą!!! Czyżby?...


Niełatwo jest wychowywać chłopca...to piękne i bardzo ubogacające doświadczenie, ale wyjątkowo trudne...bo jak to zrobić, żeby nie krępując pewnych naturalnych potrzeb i popędów chłopca, nakierować jego osobę tak, by łączyła w sobie tak wiele niezwykle istotnych, ale sprzecznych- na pierwszy rzut oka cech.
Od nas, rodziców oczywiście bardzo wiele zależy.To, w jaki sposób pokażemy naszemu małemu mężczyźnie świat, wytłumaczymy pewne zależności, nauczymy określonych zachowań, reakcji, będzie miało w przyszłości bezpośrednie przełożenie na jego funkcjonowanie, relacje, nastawienie do życia i ludzi.
Jak to zrobić, by nasz mały synek, jako dojrzały mężczyzna był zarazem silny, męski, ale także gdy trzeba, potrafił przyznać się do słabości i błędu? Aby potrafił panować nad swoimi emocjami, ale równocześnie był autentyczny w tym, rozumiał je , potrafił o nich mówić i nie tłumił ich w sobie? Jak przygotować go do tego, by był otwarty, potrafił współdziałać, wierzył w ludzi, ale nie był naiwny i zbyt ufny? Aby traktował kobiety z szacunkiem i delikatnością, pozostając jednocześnie męskim i pewnym siebie?
Wychowanie dziewczynki wydaje mi się nieco mniej skomplikowane, może dlatego, że sama nią kiedyś byłam. Poza tym jest jakieś takie większe społeczne zrozumienie dla dziewczęcych/kobiecych słabości. Kobietom w aspekcie emocjonalnym zdecydowanie więcej wolno...mogą sobie bezkarnie płakać, epatować wrażliwością, czułością,niezdecydowaniem i subtelnością.
W społeczeństwie wciąż są żywe pewne stereotypy: wrażliwej, emocjonalnej, delikatnej, czasem troszkę niepoprawnej, słodkiej kobietki,jednocześnie  imponującej wielu swoja zaradnością; oraz silnego, w wielu kwestiach niewzruszonego, odważnego i  niezależnego mężczyzny-będącego mocnym ramieniem dla wiotkiej i delikatnej niewiasty. ;)
Może nieco przerysowany jest to obraz i mam świadomość tego, ze wiele w tej kwestii sie zmienia, ale bez watpienia prawdą jest, ze mężczyznom, w aspekcie emocjonalnym można -publicznie mniej...bo dziwnie wygląda facet płaczący jak na zawołanie, niesmak budzi niezdecydowany, wiele podejrzeń nadwrażliwy i zbyt empatyczny.
Czy nie jest jednak tak, że mężczyźni, aby być akceptowani i odbierani w pożądany sposób, przywdziewają pewna maskę? Nie jest to po prostu pewna-konieczna dla nich gra?
...bo przecież mężczyźni przeżywają wewnątrz te same emocje, co kobiety..spektrum odczuć w ich przypadku nie jest wcale bardziej okrojony.. odczuwają to samo, co kobiety: tez się boją, też bywają wzruszeni do granic możliwości, smutni, zaniepokojeni, zdezorientowani, zagubieni. Mężczyźni, podobnie jak kobiety odczuwają ból- zarówno ten fizyczny, jak i psychiczny...bez wątpienia miewają większy problem z prawidłowym nazywaniem tych stanów i wiele z nich pakują do jednego worka, oznaczonego napisem "złość" - ot,taki mechanizm obronny-by czasem światu nie pokazać,że tak naprawdę pod tymi pseudo-nerwami kryje się smutek, żal, rozgoryczenie, bezradność .A skąd to się bierze?
Bo już mali chłopcy sa uczeni, ze nie wolno "się mazać", "nie zachowuj się jak baba! ""trzeba być twardym"...
Biegnie taki mały Jasio-3 latka na liczniku-nie więcej, zalicza glebę na betonie-aż chrupie i co slyszy od taty? : "wstawaj, nic ci nie jest"!
-tatusiu, to boli
-nic nie boli, chłopaki nie płaczą...
W tej bardziej wyrozumialej wersji :
" poboli i przestanie, chłopaki nie płaczą" ...
A ja się pytam dlaczego? Właśnie, że płaczą-ponieważ też czują...szczególnie, kiedy maja 3/4/5/6 (...) lat i sobie nie radzą z bólem,czy strachem...po co na siłę wtłaczać maluchom taka maskę dzielnego bohatera,skoro na chwile obecna, w danej sytuacji wcale nimi nie są?
Nie lepiej jest uczyć ich autentyczności i rozwijać umiejętność poznawania i nazywania swoich emocji?...
Może z większa korzyścią na przyszłość, dla naszego małego mężczyzny będzie to, gdy za młodu zmierzy się ze swoimi lękami, bólami i wstydem, pod czujnym okiem rodzica wstępnie przerobi te emocje, oswoi się z nimi i porządnie je ponazywa po to,by bardziej kompetentnym w tej dziedzinie wkroczyć w życie?..
Oczywiście siła i ta większa, męska wytrzymałość jest bardzo ważna. To ogromna zaleta, ale dobrze,gdy idzie ona w parze z emocjonalną samoświadomością. W świecie, w którym dużo jest takiego kalectwa emocjonalnego mężczyzn(wybaczcie za określenie), łatwiej będzie im się poruszać i nawiązywać zdrowe relacje z ludźmi.

Ostatnio mój pięcioletni syn jest na etapie okazywania swojego bohaterstwa wszem i wobec...wcześniej, gdy jeszcze nie chodził do zerówki i nie mial do czynienia z większą grupa chłopców, z gilem do pasa biegł do mnie z każdym zadrapaniem i w histerii dawał przyklejać sobie plaster na zdarte kolano ;) Teraz to się zmieniło... wielokrotnie zaliczył w ostatnim czasie spore usterki pt.upadek, trzaśniecie głową w twarda część sofy itp.itd ;) , ale zawsze-a szczególnie, gdy ktoś jeszcze nam towarzyszy, przełyka łzy i kwituje to krótkim: "nic się nie stało". Nawet gdy dopytuję dyskretnie -czy aby na pewno wszystko gra ( bo usterka wyglądała groźnie, a minę jej towarzyszącą zawsze kojarzyłam z dzikim płaczem ;) ), w odpowiedzi dostaje ciche: "Mamooo, nie jestem już dzieckiem" ;)
Szanuję tę jego potrzebę bycia małym twardzielem, ale zawsze, gdy jesteśmy sami, powtarzam mu, że prawdą jest, ze chłopcy bywają silniejsi i bardziej wytrzymali od dziewczynek, ale musi pamiętać, że chłopcy także odczuwają ból, też się boją i też płaczą, i dobrze, żeby mieli takie osoby, którym będą mogli o tym powiedzieć lub przy których będą mogli sobie swobodnie popłakać...i jeśli zechce,to pozostanie tylko ich tajemnicą :)
Często powtarzam też mężowi, żeby był autentyczny przy chłopcach i otwarcie mowił o tym, ze boli go noga, gdy sie uderzy;), zeby potrafil przyznawac sie do błędów i słabości i nie zgrywał na siłe twardziela, gdy nie jest to konieczne...taki autentyczny w tym aspekcie obraz taty,jest dla chlopca niezwykle istotny.
Zycie przecież samo, często okrutnie zweryfikuje i wtłoczy nasze dzieci w sztywne schematy i stereotypy, wiec mało prawdopodobnym jest, by w przyszłości nasz syn wypłakiwał się w rękaw swojemu koledze z pracy, z powodu miłosnego zawodu, czy tez reagował histerycznym płaczem przy okazji każdego zadrapania kolana.Także chociaż niech przy tych najbliższych mu osobach,ma możliwość bycia wolnym, autentycznym i prawdziwym.Niech poznaje w pełnej swobodzie swój świat emocji, niech uczy się je wyrażać i  o nich mówić. A kiedyś, być może jakaś subtelna niewiasta- synową zwana, będzie nam wdzięczna za tego empatycznego i prawdziwego mężczyznę :)

3 komentarze:

  1. Temat rzeka. Społecznie narzucone role chłopców bardzo trudno jest zmienić, nawet w środowiskach wykształconych i otwartych. Płacz chłopca to chyba przy tym wszystkim pestka. Pamiętam, że bardzo mnie dziwiły rekacje rodziców dwuletnich,a nawet półtorarocznych chłopców, gdy (przecież nieświadomie i zupełnie 'po dziecięcemu' właśnie - z ciekawości) chwytali za zabawkowy wózek czy lalki mojej córki. A gdy założyli jej bransoletki, czy opaskę... Byli mocno poruszeni, kazali zostawić albo tłumaczyli, że chłopcy się tym nie bawią. Stałam jak słup, pytałam 'dlaczego' i tłumaczyłam, że to przecież dziecko, nie wie, co robi, chce się bawić. Za to, gdy Idka bawi się do teraz autami, to jest wszystko ok, sama jej zresztą kupuje. Chłopcy dorastają i naruralnie przestają się interesować lalkami, więc po co martwić się tak na zapas, że 'co z niego wyrośnie'. Irytuje mnie natomiast tekst w stronę matek córek, że skoro mają już córkę, to teraz czas na syna. Dlaczego nie na kolejną córkę? Bo mąż musi mieć potomka! hahahahahha! Aha... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wchodzenie naszych dzieci w role jest raczej nieuniknionym procesem i w zasadzie nie ma w tym nic złego. Problem polega na tym, ze wielu rodziców blokuje ten naturalny pęd maluchów do poznawania i doświadczania, bo : "tak wypada"... Wręcz skrajnie posługują się stereotypami. Mój syn namiętnie, z pełną frajdą wymalowaną na twarzy pomykał z wózkiem dla lalek swojej koleżanki. I jakoś nie zauważyłam,by ubyło mu na męskości ;) A, że w naszym otoczeniu więcej dziewczynek, niż chłopców, jest raczej obyty z brokatem i kolorem różowym ;) Nie widzę specjalnego związku z zabawą pięciolatka płci męskiej wózkiem dla lalek, a późniejszymi jego zapędami do biegania na uczelnie w szpilkach koloru lila-roz ;) wiec po co ta "spina" rodziców na tym etapie?
      Nie każdy niestety jest w stanie pojąć, ze z dziecka dorosłego się nie zrobi...do tego nasz maluch musi dojść wieloetapową drogą...i ważne jest żeby pozwolić mu spokojnie przez każdy z tych etapów przejść, nawet jeśli jednym z nich będzie fioletowy wózek koleżanki, czy też skłonność do dramatyzowania na widok zadrapanego kolana ;)

      Usuń
  2. Ja dokładnie pamiętam jak lekarz ginekolog powiedział nam że będziemy mieli synka. Byłam bardzo szczęśliwa tamtego dnia. Na bieżąco starałam się być z kalendarzem https://plodnosc.pl/kalendarz-ciazy/30-tydzien/ aby wiedzieć co się właśnie dzieje. Oczywiście mały ma już dziś kilka lat i też czasami płacze.

    OdpowiedzUsuń